środa, 21 września 2016

BIELENDA CARBO DETOX OCZYSZCZAJĄCA MASKA WĘGLOWA.

Brak komentarzy:
Bardzo ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że na rynek wchodzi saszetkowa węglowa maska. Ciągle zabierałam się  do zrobienia domowej maski z węglem, jednak jakoś nie miałam do tego ani chęci, ani cierpliwości. Gdy około 3 tygodnie temu zobaczyłam tę maskę z Bielendy, od razu wrzuciłam dwa egzemplarze do koszyka. Dziś, mogę już wydać opinię, jak na mojej skórze sprawdził się ten produkt. :)


Opis producenta:

Skład:

Konsystencja:
Gęsta, czarna maź. Jak pierwszy raz ją nakładałam, to już wiedziałam, że mała ilośc wystarczy na pokrycie sporego kawałka twarzy.

Cena:
2,19zł/8g.

Dostępność:
Rossmann, drogerie internetowe.

Moja opinia:
Bardzo lubię maseczki Bielendy, dlatego byłam pozytywnie nastawiona do tego produktu. Fajnie, że Bielenda śledzi trendy i wypuszcza produkty, o których jest głośno w sieci. Do zrobienia domowej maski węglowej zbierałam się ładnych kilka miesięcy i nadal nic z tego nie wyszło, dlatego ta maseczka jest dla mnie zbawieniem. Gdy nakładałam produkt pierwszy raz, dziwnie się czułam. Mała ilość pokrywała dużą częśc twarzy i jakoś nie mogłam się do tego przekonać i co chwile dokładałam więcej. Przez to, maski nałożyłam zbyt dużo i czułam okropne ściągnięcie, wysuszenie i dyskomfort, przy mojej tłustej cerze.. Nie wiem co musiałyby poczuć skóry suche :(.. Dlatego następnym razem wiedziałam, że musze użyć mniejszej ilości i aktualnie jedno opakowanie starcza mi na 3 razy. Nakładam bardzo cienką warstwę i wtedy nie odczuwam żadnego dyskomfortu. Maska bardzo dobrze wnika w pory i oczyszcza je. Na twarzy widać setki malutkich kropeczek, w które weszła maseczka. Produkt szybko zaczyna, a ja sama nigdy nie przetrzymywałam jej dłużej, niż zaleca to producent (10 min). Zmywania maseczki trochę się obawiałam, jednak niepotrzebnie. Zmywa ją się dość szybko i łatwo, trochę brudzi umywalkę, jednak nie tak bardzo, jak się tego spodziewałam. Po zmyciu, jak dla mnie, jest efekt wow :) Skóra jest zmatowiona, pory są oczyszczone i zmniejszone. Niedoskonałości zostają podsuszone i na następny dzień wyglądają zdecydowanie mniej groźnie. Maska oczyszcza skórę z wszelkich toksyn, a także idealnie zbiera nadmiar sebum. Twarz po użyciu tego produktu ma wyrównany koloryt, jest bardzo przyjemna w dotyku i wygładzona. Wygląda na bardziej wypoczętą, także jest idealna po ciężkim dniu. Bardzo cieszę się, że ten produkt wszedł na rynek i, że mogę go używać :D Jest to teraz mój must have i nie może go u mnie zabraknąć.  Widziałam też, że maska jest nieźle rozchwytywana, bo gdy dokupywałam sobie kolejne egzemplarze, to na półkach widniały pustki. Nie polecam maseczki skórom suchym, jednak widziałam, że są inne wersje dedykowane właśnie takim skórom, więc może warto je przetestować :) Jeśli miałyście ten produkt, to koniecznie dajcie znać, jak się u Was sprawdził.


środa, 14 września 2016

IWOSTIN PURRITIN, AKTYWNY KREM ELIMINUJĄCY NIEDOSKONAŁOŚCI.

6 komentarzy:
Szukałam kremu, który będę mogła nosić na co dzień pod makijaż. Wybór na rynku jest ogromny, a ja nie wiedziałam na co się zdecydować. Kilka osób polecało mi kremy z drogerii, jednak ja zdecydowałam się na produkt z apteki. Jakiś czas temu kupiłam Iwostin Purritin, Aktywny krem eliminujący niedoskonałości. Jeśli jesteście ciekawe, jak mi się sprawdził, zapraszam do czytania postu do końca. :)


Opis producenta:

Skład:

Konsystencja:
Gęsta, ale dość lekka, jakby trochę żelowa. 

Opakowanie:
Miękka tubka, z której łatwo wydobyć daną ilość produktu.

Cena:
Ok. 20zł/40ml.

Dostępność:
Apteki.

Moja opinia:
Kremu używałam na co dzień, czasami pod makijaż, czasami solo. Nie wiem dlaczego, ale mimo, że mam cerę trądzikową i przetłuszczającą się to pod makijaż używałam kremów nawilżających. Bałam się, że kremy typowo do mojej cery będą przesuszać mi cerę. Także to był pierwszy produkt tego typu. Krem, jak już wcześniej wspomniałam, był gęsty, ale jego konsystencja była lekka. Nie był to typowy żel, ale coś takiego żelowego miał w sobie. Nie był ciężki, ani wyczuwalny na skórze. Wielkim plusem było dla mnie to, że kosmetyk nie podkreślał suchych skórek. Produkt przyjemnie rozprowadzało się po twarzy, jednak trzeba było robić to dosć szybko, bo wchłaniał się ekspresowo i robił się tępawy. Przez tą swoją "tępawość" troszkę trudniej było później rozprowadzić podkład na skórze. Kosmetyk bardzo ładnie utrzymywał makijaż na twarzy. Skóra później zaczynała się wyświecać. Niestety mam problem z utrzymywaniem się podkładu na nosie i ten produkt nijak na to nie zaradził. Nie zmniejszał także widoczności porów. Jeśli chodzi o jakiekolwiek działanie przeciwtrądzikowe, redukowanie niedoskonałości - niestety tego nie zauważyłam. Szczerze mówiąc nawet na to nie liczyłam. Krem oceniam na taką 3-, ponieważ naprawdę fajnie utrzymuje makijaż, podkład dłużej zostaje na twarzy, nie ściera się tak szybko. Bardzo fajnie, że krem na dłużej pozostawia skórę matową. Niestety, jeśli ktoś liczy na faktyczne działanie przeciwtrądzikowe, to może się na tym produkcie zawieść. Może, gdyby krem pomógł w utrzymywaniu podkładu na nosie, to bym do niego wróciła. Jednak nadal muszę szukać produktu, który temu zaradzi. Nie chcę stosować w tym celu baz silikonowych, które tylko mnie zapchają, dlatego będę poszukiwać dobrego kremu. 


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

DWA HITY KOSMETYCZNE

7 komentarzy:
Hej, cześć, dzień dobry! :)
Sporo ostatnio dzieje się w moim życiu - studia, przeprowadzka, śmierć bliskiej osoby.. Czasami przychodzi taki czas, że niektóre sprawy muszą spaść na dalszy plan. Jednak w miarę już wszystko idzie w dobrą stronę, więc z blogiem także mogę ruszyć do przodu. :) Po tej przerwie, chciałam powrócić z pozytywnym akcentem, dlatego padło na dwa produkty, które według mnie są świetne. Jeżeli jesteście ciekawe o czy mowa, zapraszam do dalszej cześci wpisu.


LAVERA, ROZŚWIETLAJĄCY KREM POD OCZY Z EKSTRAKTEM Z PEREŁ.
Nigdy na blogu nie pisałam o próbkach kosmetyków i nawet nie miałam takiego zamiaru. Jednak ten produkt tak mnie zaskoczył, że aż żal o nim nie wspomnieć. Długo u mnie leżał, odwlekałam jego użycie, jednak nadarzyła mi się 2 dniowa podróż i wtedy pomyślałam, że próbka będzie lepszym rozwiązaniem, niż pełnowymiarowy produkt. Pierwsze wrażenie było takie sobie, krem jak krem i tyle. Jedynie perłowa poświata, która ładnie rozświetla, trochę mnie zaciekawiła. Jednak po około tygodniu używania byłam w szoku. Ten produkt idealnie nawilża skórę wokół oczu. Sprawia, że skóra jest gładka, miękka w dotyku.. A do tego, zmarszczki są mniej widoczne. Jakiś czas temu miałam problem ze skórą pod oczami, nabawiłam się wielu zmarszczek i myślałam, że już się ich nie pozbędę. Jednak ten krem mnie uratował :D Jak przy robieniu zdjęcia zobaczyłam, że ta próbka ma jedynie 1ml, baardzo się zdziwiłam. Kremu używam już jakieś 2 tygodnie, a myślę, że jeszcze połowa mi została. Nigdy nie nakładałam dużo kremu pod oczy, ponieważ mam skórę trądzikową i zbyt duża warstwa powoduje wysyp pomiędzy końcem obszaru pod oczami, a rozpoczęciem się widocznych porów skóry. Nie planowałam go tez oszczędzać i nie robię tego, stąd moje zdziwienie o jego wydajności. Szykuje mi się teraz trochę wydatków, związanych z wcześniej wspomnianą przeprowadzką i żadnych dodatkowych kosmetyków na razie kupować nie będę, jednak.. Gdy tylko wszystko sobie poukładam, to na pewno kupię pełnowymiarowe opakowanie tego produktu. Lekka konsystencja, która szybko się wchłania, a dodatkowo tak cudownie nawilża i wygładza. Nigdy żadna próbka nie wywołała na mnie takiego wrażenia, jak właśnie ta. :) 


WIELKOPOLSKI OLEJ LNIANY.
Drugi produkt jest już dość znany w blogosferze. Ostatnio moje włosy nie były w najlepszym stanie, olejowałam je jedynie masłem Shea, które nie wpływało na nie zbyt dobrze. Brakowało im nawilżenia, ciagle były spuszone, sztywne.. Czasami użycie maski trochę pomagało, jednak to dalej nie było to. Miałam zamiar kupić jakiś nowy olej, którego jeszcze nie miałam, po prostu miałam ochotę przetestować cos nowego. Jednak gdy robiłam zakupy w Biedronce, natrafiłam na promocję na ten produkt i zapłaciłam za niego jedyne 7,99zł. Nie wiem czemu nie byłam do niego przekonana, mimo, że wcześniej używałam oleju lnianego innej firmy i działał świetnie. Wystarczyło, że dwa razy naolejowałam tym produktem włosy, a one odżyły. Znowu są bardzo miękkie w dotyku, bardziej się błyszczą, nie są takie matowe, nie strączkują się tak szybko, są bardziej lejące, łatwiej jest je rozczesać. Ten olej to po prostu zbawienie dla moich włosów. Nie sądziłam, że już po dwóch użyciach zobaczę taką różnicę. Teraz w każdej wolnej chwili będę olejować włosy tym produktem, chociażby na godzinkę. Olej byłby praktycznie idealny, gdyby nie ten zapach.. Moje włosy bardzo utrzymują zapachy i mimo, że po olejowaniu włosów myję włosy 2x, nakładałam odzywkę i serum, to ten brzydki zapach przebija i czuję go potem cały dzień :(. Bardzo jest to uciążliwe, jednak czego się nie robi, by mieć piękne włosy :D. Wiele razy widziałam ten produkt w blogosferze, jednak tak, jak pisałam nie byłam do niego przekonana. Teraz trochę żałuję, że wcześniej się na niego nie skusiłam, może mniej bym się nadenerwowała przez wcześniej wspomniane masło Shea. Teraz mogę non stop miziać moje włosy, bo są takie przyjemne w dotyku. Dodatkowo, powrócę do częstszego rozpuszczania ich, bo ostatnio tak brzydko wyglądały, że bardzo często je związywałam. Olej lniany - mój cudotwórca :D


Miałyście któryś z tych produktów? A może macie inne kosmetyki, które zaskoczyły Was w ostatnim czasie? :)

piątek, 8 lipca 2016

ZIAJA, LIŚCIE ZIELONEJ OLIWKI, OLIWKOWA WODA TONIZUJĄCA Z WIT. C.

15 komentarzy:
Używam toników regularnie od ponad roku. Cieszę się, że w końcu się do nich przekonałam, bo kiedyś uważałam, że jest to zbędny kosmetyk. Dziś przychodzę tutaj z recenzją dość znanej już oliwkowej wody tonizującej firmy Ziaja. :)


Opis producenta:


Skład:

Zapach:
Bardzo przyjemny, świeży, rześki. 

Opakowanie:
Wygodna plastikowa butelka z dozownikiem. Aplikator wypuszcza ładną mgiełkę, jednak czasami się zacina i atakuje strumieniem produktu.

Cena:
7-8zł/200ml.

Dostępność:
Rossmann, drogerie internetowe, apteki, salony firmowe Ziaja.

Moja opinia:
Czytałam wiele opinii na temat tego produktu, więc sama postanowiłam się na niego skusić. Nie wiem dlaczego, ale zawsze gdy jakiś produkt jest chwalony przez wiele osób, to jestem do niego sceptycznie nastawiona i dopiero po jakimś czasie się przekonuję. Tonik na wstępnie już u mnie zaplusował poprzez wygodny aplikator, dzięki któremu nie marnujemy produktu, bo nie musimy wylewać go na wacik, tylko bezpośrednio spryskujemy twarz. Tej wody tonizującej używałam na kilka sposobów. Po umyciu twarzy w celu wyrównania pH. Bardzo dobrze się w tej roli sprawdza, usuwa ściągnięcie, łagodzi ewentualne podrażnienia i mam wrażenie, że delikatnie nawilża. Po spryskaniu twarzy, produkty, które później nakładam lepiej się wchłaniają. Toniku próbowałam używac także jako wykończenie makijażu. Słyszałam, że usuwa pudrowość z twarzy i tu się muszę zgodzić. Jednak nie jest to do końca produkt, dla osób, którym zależy na matowej skórze. Po spryskaniu tonikiem makijażu skóra szybciej zaczyna mi się świecić, co mi akurat nie odpowiada. Myślę, że posiadaczki skóry suchej mogą spróbować tej metody :) Dodatkowo, woda tonizująca sprawdza się idealnie jako odświeżenie buzi w upalny dzień. W taką pogode praktycznie nikt nie ma ochoty nakładać makijażu. Bardzo często gdy wracałam do domu, pryskałam twarz tonikiem, który wcześniej wkładałam do lodówki. Takie odświeżenie jest baardzo przyjemne, a łagodny zapach jeszcze tą czynność umila. Na koniec jeszcze wspomnę, że produkt jest niesamowicie wydajny. Butelkę, którą aktualnie kończę kupiłam na początku lutego, a toniku używam codziennie - minimum rano i wieczorem. Jeśli któraś z Was nie stosowała tego produktu, to serdecznie polecam! Ja na pewno jeszcze nie raz się na niego skuszę.  

sobota, 2 lipca 2016

PHARMACERIS T, ANTYBAKTERYJNY ŻEL MYJĄCY DO TWARZY.

10 komentarzy:
Oczyszczanie skóry trądzikowej jest niezmiernie ważnym elementem pielęgnacji. Osobiście od jakiegoś czasu używam jedynie aptecznych żeli do twarzy. Mam swoje ulubione kosmetyki, jednak lubię testować nowości w tej kwestii. Tym razem postanowiłam przetestować Pharmaceris T, Antybakteryjny żel myjący do twarzy i to właśnie o nim będzie mowa w dzisiejszej notce.


Opis producenta:

Skład:

Konsystencja: 
Żel jest przeźroczysty i rzadki. Po rozmasowaniu bardzo dobrze się pieni.

Zapach:
Zwykle apteczne żele pachną tak dość nieprzyjemnie. Ten żel też ma typowy "apteczny" zapach, jednak przebijają jakby owoce nuty, co bardzo mi się podoba.

Cena:
20-25zł/190ml.

Dostępność:
Apteki.

Moja opinia:
Gdy kupuję nowy produkt do twarzy, to bardzo zależy mi na tym, by nie zawierał w składzie SLS/SLeS. Ciągłe mycie twarzy produktami z takimi składnikami wyrządza więcej szkody, niż pożytku i trzeba na to uważać. Żel z Pharmaceris T nie zawiera SLS/SLeS dlatego na wstępie już u mnie zapunktował. Mycie nim buzi jest bardzo przyjemne. Mimo, że jest rzadki, to jedna pompka wystarcza na dokładne umycie twarzy. Produkt bardzo dobrze się pieni i łatwo jest go zmyć. Należy pamiętać o tym, że każdy produkt potrzebuje czasu na domycie twarzy z wszelkich resztek i powinnyśmy myć ją około 2 minuty. Żel dokładnie oczyszcza buzię, nawet z makijażu. Daje uczucie odświeżenia i ulgi, jakby skóra zaczynała oddychać. Trzeba uważać, by nie dostał się do oczu, bo może szczypać. Nie zauważyłam większego działania, jeśli chodzi o niedoskonałości, jednak tego nie oczekiwałam. Strasznie nie podoba mi się to, że po umyciu czuć okropne ściągnięcie skóry. Dawno, naprawdę dawno nie czułam takiego uczucia po żadnym produkcie. Od razu po umyciu twarz czuję potrzebę nałożenia kremu. Miałam żele antybakteryjne do skóry trądzikowej, ale jeszcze żaden nie dawał takiego uczucia. Przy dłuższym stosowaniu żel wysusza skórę. Nie jest to jakieś bardzo zauważalne, ale jednak da się to odczuć. Nie skreślam tego produktu, bo dobrze oczyszcza, daje uczucie odświeżenia, jednak przez to, że okropnie ściąga i wysusza nie kupię go ponownie. Jest taki wielki wybór żeli teraz, że spokojnie za tą cenę można znaleźć coś lepszego. 

środa, 29 czerwca 2016

NATUR PLANET, SHEA BUTTER.

11 komentarzy:
Na zakup masła Shea zdecydowałam się już spory czas temu. Kupiłam je z myślą stosowania go głownie na twarz. Miałam wtedy okropne problemy z suchością twarzy. Po czasie jednak zaczęłam je stosować także do olejowania włosów. Jeśli chcecie się dowiedzieć jak sprawdził mi się ten kosmetyk, to zapraszam do przeczytania dalszej części wpisu. :)


Skład:
100% czyste nierafinowane masło Shea(Karite).

Właściwości:
Masło Shea posiada witaminy A, E i F oraz jest bogate w nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe. Ma naturalny filtr UV o niskim współczynniku ok 2-3. Wykazuje działanie nawilżające i natłuszczające. Przyspiesza gojenie się ran oraz regeneruje skórę. Przy regularnym stosowaniu skóra staje się bardziej gładka i miękka. Masło Shea stosowane na włosy działa wygładzająco, zapobiega rozdwajaniu i łamaniu się końcówek.

Konsystencja:
W opakowaniu znajduje się w stałej postaci, lekko grudkowej konsystencji. Przy kontakcie z ciepłem ciała zamienia się w olejek. 

Opakowanie:
Plastikowe opakowanie z metalową zakrętką. Słoiczek można bez trudu otworzyć, a produkt bardzo łatwo jest wydobyć z opakowania. 

Dostępność:
Drogerie internetowe, sklepy z naturalnymi półproduktami, apteki.

Cena:
10-15zł/100g.

Moja opinia:
Jak już wcześniej wspomniałam masło Shea kupiłam z myślą stosowania go na twarz. Cierpiałam wtedy na ogromny przesusz twarzy, skóra mi się łuszczyła i niczym nie mogłam tego zastopować. Produkt aplikowałam codziennie rano na skórę twarzy, jednak bez większych efektów. Niestety nie był w stanie pomóc w bardzo kryzysowym przesuszeniu twarzy, nawet nie łagodził tego w najmniejszym stopniu. Plus jest taki, że gdy nakładałam go na okolicę oczu, to nic mnie nie piekło, ani nie szczypało. Po tym, jak masło nie sprawdziło mi się w pielęgnacji twarzy, postanowiłam przetestować je w pielęgnacji włosów. Rozpuszczałam więc je w kąpieli wodnej, ponieważ nie chciało mi sie bawić w ciagłe rozpuszczanie w dłoniach. Aplikacja wyglądała tak samo jak w przypadku zwykłego oleju, nic nadzwyczajnego. Jednak bardzo szybko musiałam wiązać włosy, bo masło wracało do swojej stałej konsystencji i zastygało mi na włosach. Było to przeokropne uczucie, takie sztywne i tłuste strąki włosów.. Nie polecam. Ze zmyciem w sumie nie miałam większych problemów, także muszę powiedzieć, że zmywało się dobrze. Jeśli chodzi natomiast o efekty.. Tutaj już jest gorzej. Miałam wrażenie, że zawsze po użyciu tego produktu włosy są spuszone. Niby były miękkie i przyjemne w dotyku i bardzo lubiłam je wtedy miziać. Jednak przez ten puch nie prezentowały się dobrze. Nawet gdy mieszałam masło z innymi olejami to puch nadal zostawał na włosach. Najwidoczniej nie jest to olej, który podpasował moim włosom, a także - mojej skórze. Muszę jeszcze wspomnieć, że gdy pozbyłam się suchości skóry twarzy innymi sposobami i próbowałam nałożyć masło na twarz, to niestety mnie zapychało :( Na pewno już nie wrócę do tego produktu, bo niestety nie znalazłam w nim żadnych pozytywnych cech, ani dobroczynnego działania na skórę czy włosy. 

niedziela, 26 czerwca 2016

PIELĘGNACJA WŁOSÓW #5/2016 - KWAS HIALURONOWY + OLEJ.

25 komentarzy:
Ostatnio staram się bardziej przykładać do pielęgnacji włosów. Wiadomo, słońce niezbyt pozytywnie na nie wpływa. Częściej olejuję włosy i nakładam maski, czasami eksperymentuję z domowymi składnikami. Zapraszam na dzisiejszą pielęgnację włosów :).


Moja pielęgnacja rozpoczęła się od olejowania. Do butelki z atomizerem wlałam trochę wody, a nastepnię dodałam Olejek łopianiowy z olejem arganowym z GP, olej z czarnuszki z Mazideł, oraz olejek lawendowy Etja. Olejek lawendowy dodałam po to, by zniwelować niezbyt przyjemny zapach czarnuszki, który lubi utrzymywać się na moich włosach. W sumie miałam już rozpocząć olejowanie, gdy nagle nie wiem skąd wpadłam na pomysł, że do całej mieszanki dodam kwas hialuronowy. Pomyślałam sobie, że skoro, gdy nakładamy  go na twarz, to najcześciej mieszamy go z jakimś olejem, to czemu nie zrobić tak w przypadku włosów? Także dodałam go trochę i dopiero wtedy obficie spryskałam włosy całą mieszanką. Wszystko to pozostawiłam na włosach na około 2h.


Następnie umyłam włosy szamponami. Tutaj póki co bez zmian, bo te produkty są mega wydajne, więc chcę je skończyć i zacząć testować coś nowego. Mowa tutaj o Szamponie Syberyjskim Wzmacniającym i Dove Nourishing Oil Care. Ten pierwszy mi się nie sprawdza, ten drugi to mój ulubieniec.


Ostatnim elementem było użycie odżywki. Mieszam ze sobą Kallosa Bananowego i Timotei Drogocenne Olejki. Kallos Bananowy sam w sobie mi się nie sprawdził. Zapach ma obłędny, jednak dość słabo dociąza i wypadają mi po nim włosy.. Nie wiem dlaczego, bo nie nakładam go na skalp. Od znajomej usłyszałam, że może ten intensywny zapach drażni cebulki włosa, ale nie wiem czy to możliwe i ile jest w tym prawdy. Natomiast gdy solo używam odżywki z Timotei to mam wrażenie, że przeciąża mi włosy, okropnie się wtedy strączkują. Obie te odżywki połączone razem dają efekt, który mi odpowiada i ostatnio lubie ich razem używać. Jednak nie robię tego zbyt często, bo średnio mi się podoba widok garści włosów w wannie. Na koniec, na lekko podeschnięte włosy nałozyłam olejek Marion Olejki Orientalne słonecznik, jojoba. Było to pierwsze użycie tego produktu, więc zbyt wiele powiedzieć nie mogę.


Taki był efekt końcowy. Niby włosy były dociążone i całkiem  nieźle się prezentowały, jednak ostatnio mam problem z ich szorstkością. Naprawdę bardzo przykładam się do ich pielęgnacji, ale w dotyku nie są najprzyjemniejsze. Zastanawiam się, czy nie jest to wina słońca, które wysusza włosy.. Może powinnam poszukać jakiegoś produktu z filtrem do włosów. Jeśli macie mi coś do polecenia to piszcie! Dodatkowo, mam wrażenie, że włosy całkiem sporo mi ostatnio urosły, co mnie niezmiernie cieszy :D Oby tak dalej :)

piątek, 24 czerwca 2016

IWOSTIN SOLECRIN PURRITIN SPF 50+.

3 komentarze:
Jako, iż słonko grzeje już od jakiegoś czasu, postanowiłam zaopatrzyć się w krem z filtrem. Nigdy wcześniej nie używałam filtrów, ani do twarzy, ani do ciała. W sumie całkiem niedawno dowiedziałam się, jak ważna jest ochrona przeciwsłoneczna. Ja mam skórę trądzikową i zawsze mi wmawiano, że słońce "leczy trądzik". Teraz wiem, że jest to bzdura i dlatego, postanowiłam się skusić na wysoki filtr. Miałam wiele typów, wiele recenzji czytałam, a w ostateczności skusiłam się na Iwostin Solecrin Purritin SPF 50+. Szczególnie spodobało mi się to, że jest dedykowany skórze trądzikowej. Jeśli jesteście ciekawe, jak mi się sprawdził, to zapraszam do przeczytania dalszej części wpisu.


Opis producenta:


Skład:

Opakowanie:
Miękka, wygodna tubka o pojemności 50ml. Łatwo zaaplikować odpowiednią ilość produktu.

Cena:
23-28zł/50ml.

Dostępność:
Apteki.

Moja opinia:
Bardzo bałam się użyć tego produktu. Naczytałam się, że filtry są tłuste, rolują się, bielą twarz. Dlatego też odwlekałam używanie tego kremu i jak się okazało niepotrzebnie. Krem jest faktycznie biały i określiłabym, że średnio gęsty. Nie jest mega zbity, ale też nie spływa. Na twarz nakładałam dość sporą ilość. Przy rozcieraniu wydaje się być trochę tłustawy. Trzeba go dość szybko aplikować, bo bardzo szybko wchłania się w skórę i robi się matowy. Nie jest to 100% płaskiego matu, jednak na pewno się nie świeci. Niestety bieli skórę, jednak jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Nakładam go pod makijaż i bardzo dobrze współgra z moimi podkładami. Dodatkowo, mam wrażenie, że delikatnie minimalizuje widoczność porów. Nie oczekiwałam takiego efektu, więc mega mnie to zaskoczyło. Jeśli chodzi o działanie - uważam, że działa. Nie opalam się jakoś szczególnie, jednak gdy przebywamy na słońcu, to wiadomo, że gdzieś tam ta opalenizna się pojawia. Tego kremu używam na twarz i szyję i faktycznie widać różnicę. Reszta ciała jest stanowczo bardziej przybrązowiona. Trzeba pamiętać o tym, że mimo używania tak wysokich filtrów, nie mamy 100% ochrony przeciwsłonecznej i nadal się opalamy, tylko, że o wiele wolniej. Dzięki temu kremowi, przekonałam się do filtrów. Teraz wiem, że nie każdy musi być lepki i tłusty. Polecam go osobom, które dopiero zaczynają z filtrami i mają podobne obawy do moich. Ja raczej już nie będę szukać jego następcy, bo skoro ten mi się dobrze sprawdza, to po co kombinować. 


środa, 22 czerwca 2016

DWIE ULUBIONE OCZYSZCZAJĄCE MASECZKI DROGERYJNE | ZIAJA, BIELENDA

3 komentarze:
Hej!
Bardzo fascynuje mnie naturalna pielęgnacja. Jednak jakiś czas temu, gdy próbowałam taką stosować na własnej skórze - wyrządziłam sobie więcej szkody, niż pożytku. Aktualnie chcę dać sobie spokój z naturalnymi kosmetykami i testuję jedynie te drogeryjne/apteczne. Dzisiejszy post postanowiłam poświęcić dwóm maseczkom oczyszczającym. Są one tanie, łatwo dostępne i gdy tylko mi się kończą, lecę po kolejne saszetki. O jakich kosmetykach mowa? Zobaczcie same :)





BIELENDA OCZYSZCZAJĄCA MASECZKA WYGŁADZAJĄCA, EFEKT DETOKSYKUJĄCY
Cena: 2,99zł/10g.  
Bardzo podoba mi się fakt, że maseczka jest rozdzielona na dwie części. Dzięki temu, gdy chcemy jej użyć na dwa razy, to żadne bakterie się nie dostaną do pozostawionej części. Maseczka ma kolor zielony i jest dość gęsta. Ma minimalnie ziarnistą konsystencje, dzięki czemu przy zmywaniu wykonujemy delikatny peeling. Bardzo łatwo nakłada się ją na twarz, nic nie spływa. Maseczkę trzeba nakładać dość szybko, bo gdy pokryję całą twarz i chcę jeszcze gdzieś dołożyć, to wszystko zaczyna się mazać, bo poprzednia warstwa już zasycha. Nie zastyga na taką twardą skorupę, ani nie zmienia zbytnio swojego koloru. Ze zmyciem mogą być lekkie problemy, jednak nie jest to bardzo uciążliwe. Muszę zaznaczyć, że gdy mam jakieś ranki na twarzy - to maseczka lubi podszczypywać, co nie każdemu będzie się podobać.Jeśli chodzi o efekt, to jestem bardzo zadowolona. Twarz jest zmatowiona i bardzo dobrze oczyszczona. Po użyciu znacznie mniej jest "czarnych kropek". Skóra jest odświeżona i bardzo przyjemna w dotyku. Koloryt jest delikatnie wyrównany. Maseczka jakiegoś wielkiego wpływu na niedoskonałości nie ma, jednak gdy użyję jej wieczorem, to gdy się budzę następnego dnia rano, to nie mam żadnych nowych nieprzyjaciół. Jedyny minus, jest taki, że nie domyka porów. Ładnie je oczyszcza, ale z domknięciem sobie nie radzi. Mimo wszystko bardzo lubię tą maseczkę i regularnie do niej wracam. Jeśli jeszcze jej nie stosowałyście, to serdecznie polecam.



ZIAJA LIŚCIE ZIELONEJ OLIWKI, OLIWKOWA MASKA KAOLINOWA Z CYNKIEM OCZYSZCZAJĄCO - ŚCIĄGAJĄCA
Cena: 1,59zł/7ml.
W przypadku tej maseczki mamy jedną saszetkę, niczym nie rozdzieloną. Pojemność 7ml trochę średnio mi odpowiada, bo to za dużo na jeden raz i za mało na dwa. Oczywiście jest to indywidualna sprawa. Maseczka po otworzeniu jest bardzo płynna i gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, myślałam, że wcale nie będzie zastygać. Na szczęście się myliłam. Produkt bardzo szybko zastyga i tworzy "twardą skorupę". Wtedy można dostrzec, że wchodzi w pory skóry. Ta maseczka, nawet gdy mam drobne ranki, to nie szczypie. Nie odczuwam żadnego dyskomfortu. Zmywanie jej to pryszcz, bo jest to banalnie proste i szybkie. Po zmyciu twarz jest oczyszczona i matowa. Ładnie oczyszcza pory, jednak mam wrażenie, że robi to trochę gorzej, niż maska z Bielendy. Jednak ta maseczka lepiej radzi sobie z domknięciem porów. Mam wrażenie, że są minimalnie mniej widoczne. Oprócz tego, produkt niesamowicie wygładza skórę. Gdy jakiś czas jej nie używałam i potem znów wróciłam, to stanowczo odczułam tą różnicę. Mimo, że jest to maseczka oczyszczająca, to nie pozostawia skóry tak suchej jak kartka papieru. Wręcz przeciwnie, cera jest zmatowiona, a zarazem taka świeża i wygląda na młodszą, nie umiem dokładnie tego opisać, to trzeba zobaczyć. Myślę, że ta maseczka jest jakby delikatniejsza i większej ilości osób przypadnie do gustu. 



Podsumowując, uważam, że są to dwie bardzo dobre maseczki oczyszczające. Ja używam ich na zmianę, regularnie i nie umiem określić, która wygrywa. Przetestowałam już wiele maseczek drogeryjnych, jednak żadne inne nie przypadły mi to gusty, jak te dwie.

sobota, 28 maja 2016

ZBIORCZA RECENZJA PRODUKTÓW ZE STRONY MAZIDLA.COM

1 komentarz:
Hej, czesc, dzien dobry!
Przychodze dzisiaj ze zbiorczą recenzją. Przedstawione niżej produkty wybrałam sama do testowania, dzięki uprzejmości firmy MAZIDŁA. Zapraszam do przeczytania recenzji.

EKOLOGICZNY OLEJ Z CZARNUSZKI
Opis produktu ze strony mazidla.com:
Olej z czarnuszki zastosowany w preparatach kosmetycznych dla skóry łojotokowej i trądzikowej, poprawia gospodarkę lipidami- łój staje się rzadszy i nie czopuje ujść gruczołów łojowych, co min. zapobiega powstawaniu zmian trądzikowych. Olej regeneruje skórę dojrzałą, podrażnioną i uszkodzoną, np. przez poparzenia słoneczne oraz działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie. Jest z powodzeniem stosowany w preparatach na włosy w celu przyspieszania ich wzrostu oraz przeznaczonych do leczenia łuszczycy, egzemy i nadmiernie przesuszonej skóry.
Moja opinia:
Pierwszy pomysł na użycie tego olejku, było zastosowanie go to twarzy. Jednak szybko przekonalam się w tej kwestii mi się nie sprawdza. Znalazłam więc dla niego inne zastosowanie. Dodawałam go do innego oleju, gdy olejowałam włosy i się nie zawiodłam. Z natury mam proste włosy, lecz końcówki lubią się wywijać. Po użyciu oleju z czarnuszki, końcówki mi się nie wywijały i były idealnie dociążone. Przy żadnym innym oleju nie potrafiłam uzyskac idealnie prostych włosów. Dodatkowo, zauważyłam, że moje włosy mają większy blask, na czym bardzo mi zależy. Jedyna wada tego produktu, to dość intensywny zapach, jednak się już do niego przyzwyczaiłam i mi nie przeszkadza.

KWAS HIALURONOWY
Opis produktu ze strony mazidla.com:
Unikalną właściwością kwasu hialuronowego jest wysoka zdolność wiązania wody i jej zatrzymywania, również w kosmetyku. Jedna cząsteczka kwasu jest w stanie związać 200-500 cząsteczek wody. Dzięki temu spełnia zasadniczą rolę w utrzymaniu prawidłowej wilgotności naskórka i skóry właściwej. 
Moja opinia:
Moja skóra posiada już pierwsze zmarszczki, dlatego skusiłam się na ten produkt. Kwas Hialuronowy wraz z wybranym olejkiem mieszałam na dłoni i nakładałam na twarz. Wszystko bardzo dobrze się wchlanialo, a efekty były widoczne już po kilku użyciach! Skóra była bardziej napięta, a drobne zmarszczki wygładzone. W dotyku była miękka i czuć było nawilżenie. Dodatkowo, kilka kropel Kwasu Hialuronowego dodawalam do odzywki do włosów i tutaj także zauważyłam nawilżenie i nadanie miękkości wlosom. Ogólnie, z produktu jestem bardzo zadowolona i polecam go osobom z pierwszymi oznakami starzenia.

EKOLOGICZNY HYDROLAT Z RÓŻY STULISTNEJ
Opis produktu ze strony mazidla.com:
Hydrolat działa gojąco, przeciwzapalnie i łagodząco. Posiada działanie antyseptyczne, antybakteryjne i lekko ściągające; polecany jest przy drobnych ranach i poparzeniach oraz w formie okładów na podrażnione i zmęczone powieki. Wykazuje ponadto działanie wzmacniające wobec naczynek krwionośnych, antyoksydacyjne i przeciwzmarszczkowe.
Moja opinia:
Bardzo lubię hydrolaty w pielęgnacji twarzy i często ich używam. Stosuje je po umyciu twarzy. Hydrolat z rozy stulistnej likwiduje sciagniecie skory i tonizuje twarz. Delikatnie odczuwalam nawilzenie skory, ale takze dostrzegalam jej matowienie, co przy mojej mieszanej skorze jest plusem. Produkt lagodzi i uspokaja skore, przyspiesza gojenie sie ran. Lekko po uzyciu mi sie skora czerwienila, co niezbyt mi sie podobalo, jednak po krotkiej chwili zaczerwienienie mijalo i skora czula sie juz dobrze. Oprocz tego nie mialam zadnych zastrzeżeń i bardzo polubiłam ten hydrolat.

BŁOTO TERMALNE Z SIARKĄ
Opis produktu ze strony mazidla.com:
Błota, z uwagi na dużą zawartość krzemu, który poprawia oraz utrzymuje właściwą elastyczność skóry i naskórka, są szczególnie cennym składnikiem kosmetycznym wykazującym działanie ujędrniające i rewitalizujące zwiotczałą, starzejącą się skórę. Dzięki dużej mocy absorpcyjnej, błota są również bardzo użyteczne w pielęgnacji skóry tłustej, trądzikowej i zanieczyszczonej.
Moja opinia:
Wybierając ten produkt miałam pewne obawy. Myślałam, ze działanie będzie podobne do działania glinki, jednak na szczęście się myliłam. Na początku podkreślę, ze produkt jest bardzo wydajny i mimo regularnego stosowania, nadal się nie skończył. Błoto mieszałam z wodą lub hydrolatem. Dość ciężko jest wymieszać, ale wszystko jest kwestią wprawy. Bardzo łatwo nakłada się na twarz i nie zastyga tak szybko, jak glinka. Ze zmyciem o dziwo też nie ma problemu. Efekt jest prześwietny! Naprawdę byłam zaskoczona. Błoto bardzo dobrze oczyszcza twarz i jej nie wysusza, wręcz przeciwnie.. Nawilża. Ułatwia gojenie się niedoskonałosci. Poprzez ziarnistą konsystencję przy zmywaniu wykonujemy delikatny peeling. Skóra jest miękka, zmatowiona, wygladzona, oczyszczona, nawilzona.. Nigdy wczesniej nie wierzylam, ze istnieje produkt, ktory jednoczesnie oczyszcza i nawilza. Teraz juz wierze i bardzo sie ciesze, ze go znalazlam. Na pewno po skonczeniu tego opakowaniu, skusze sie na kolejne.

Całe zamówienie uważam za udane. Serdecznie dziękuję stronie mazidla.com za produkty przesłane do testów.

Zapraszam do zapoznania się z bogatym asortymentem sklepu:

piątek, 29 kwietnia 2016

CHI, Moringa & Macadamia Oil.

6 komentarzy:
Mam swoje ulubione produkty do zabezpieczania końcowek, jednak mimo to, ciągle testuję jakies nowosci. Wiele dobrych opinii czytałam na temat serum CHI, więc tez postanowiłam się skusic. Wybrałam wersje Moringa & Macadamia Oil. Zapraszam do przeczytania mojej opinii. :)


Opis producenta:

Skład:
Cyclopentasiloxane, Cyclotetrasiloxane, Hydrolyzed Silk, Hydrolyzed Rice Bran Protein, Macadamia Ternifolia Seed Oil , Moringa Oil, Phenoxyethanol, Aqua/Water/Eau, C12-15 Alkyl Benzoate, Fragrance (Parfum), Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Benzoate, Citronellol, Limonene, Geraniol, Linalool.

Zapach:
Baardzo "moj" zapach - słodki i przyjemny :)

Opakowanie:
Myslałam, że buteleczka bez pompki, bedzie niewygodna, bedzie wydostawać sie zbyt duzo produktu. Jednak tak nie jest, bardzo łatwo mozna dozowac odpowiednia ilosc produktu.

Cena:
Okolice 5zł.

Dostępność:
Drogerie internetowe.

Moja opinia:
Olejek bardzo przyjemnie aplikuje się na włosy. Dodatkowo, moje włosy długo utrzymują zapachy, więc odpowiada mi, że długo pachną tym olejkiem. Serum samo w sobie ma dość gęstą konsystencję i jest przezroczyste. Jednak, nie do końca spełnia moje oczekiwania. Moje włosy lubią ostatnio się puszyć, potrzebuję dobrego dociążenia. Olejek próbowałam nakładać na dwa sposoby - na mokro i na sucho. Jednak w obu przypadkach działa tak samo. Gdy aplikuję małą ilość - nie jest w stanie dociążyć moich włosów. Gdy chcę nałożyć go trochę więcej - tak jakby obkleja mi końcówki i robią sie tłuste. Jednak nie o taki efekt mi chodzi. Na plus działa na pewno jego cena, bo to jedynie kilka złotych. Zaletą jest także wydajność olejku - używam go już kilka miesiecy, na zmiane z innymi olejkami, a nie zuzyłam nawet połowy. Minusy jednak stanowczo wygrywaja z plusami, dlatego nie skuszę sie na ponowny zakup tego produktu. Nie wiem tez skąd szał na te olejki, może wybrałam felerną wersję i muszę pomyśleć nad jakąś inną.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Dove, Nourishing Oil Care Shampoo.

2 komentarze:
Długo szukałam szamponu, który będzie robił coś więcej, niż tylko mył włosy. Z reguły, po szamponach drogeryjnch, miałam przesuszone włosy, ale jeśli produkt nie zawiera SLS/SLeS, to nie domywa mi włosów. Nie miałam za bardzo w czym wybierać. Jednak istnieje jeden szampon, który podbił moje serce. Mowa tu o Dove Nourishing Oil Care, zapraszam na recenzję!


Opis producenta:

Skład:

Opakowanie:
Wygodne, z dość sporym otworem. Łatwo sie dozuje odpowiednia ilosć produktu.

Konsystencja:
Tutaj największe zdziwienie! Zazwyczaj takie gęste i nieprzejrzyste konsystencje obciążały mi włosy.. A tutaj nic takiego się nie dzieje.

Cena:
15,99zł/400ml.

Dostępność:
Rossmann.

Moja opinia:
Byłam dość specyficznie nastawiona do tego szamponu. Ja mam włosy przetłuszczające się, a tu produkt do włosów suchych i zniszczonych. Jednak postanowiłam dać mu szansę i nie żałuję! Produkt dobrze się pieni, wystarczy ociupinka, aby umyć skalp. Dodatkowo, szampon bardzo ładnie pachnie, przyjemnie mi się go używa. Ja zawszę myję włosy dwa razy, tak samo jest w tym przypadku. Nigdy też nie myję włosów na długości, piana, która spływa robi to za mnie. Szampon bardzo dobrze domywa mi włosy, nawet gdy je naolejuję. Mimo, że jest dedykowany włosom suchym i zniszczonym, nie obciąża mi włosów, wręcz przeciwnie! Sprawia, że przetłuszczają się wolniej. Może nie jest to spektakularna różnica, ale kilka godzin dłuzej są świeże. Kolejne moje zaskoczenie tym produktem pojawiło się tym, gdy dostrzegłam, że szampon nie plączę mi włosów, tylko je wygładza. Ostatnio trafiałam na produkty, które okropnie plątały mi włosy. Ten szampon je wygładza, nawet piana, która spływa po długości, sprawia, że splątane włosy się rozplątują. Naprawdę bym nie uwierzyła, że drogeryjny szampon może robic cos innego, niz myć. Jest to pierwszy szampon w życiu, który w jakiś sposób wygładza mi włosy. Jestem nim oczarowana i na pewno szybko z niego nie zrezygnuję. Dodatkowo, mam ochotę przetestować inne szampony tej firmy. Być może są tak dobre, jak ten, a może nawet lepsze. Muszę to sprawdzić!

niedziela, 17 kwietnia 2016

Aktualizacja włosów kwiecień 2016 + kosmetyki do pielęgnacji.

5 komentarzy:
Hej, hej :)
Całkiem niedawno zorientowałam się, że ostatnia aktualizacja włosów była w grudniu. Jest to kupa czasu, 4 miesiące, więc chyba czas co nieco zaktualizować.

Jesli chodzi o codzienną pielęgnacje - kosmetyki non stop się zmieniają. Ciąglę ekspermentuję, ciągle szukam produktów, które sie na moich włosach sprawdzają i zawsze dają pożądany efekt. Po ostatnich recenzjach, które zamieszczalam na blogu, możecie wywnioskować, że nie idzie mi to najlepiej. Jednak nie poddaje się i choćby miało to trwać 10 lat - w końcu to osiągnę. Póki co, produkty, których używam do pielęgnacji prezentują się tak:

Szampon: Dove Nourishing Oil Care Schampoo, Tradycyjny Szampon Syberyjski - wzmacniający

Odżywka: Tresemme Nourish & Renew Conditioner, Timotei Intensywna Odbudowa, Dove Nourishing Oil Care Conditioner, Timotei Drogocenne Olejki, Biovax Odżywka Pielęgnacyjna BB do włosów ciemnych

Maska: Biovax Bambus & Olej Awokado, Biovax do włosów ciemnych

Olej: Masło Shea, Olej krokoszowy, Olej rycynowy

Serum: Jedwab Green Pharmacy, Biovax serum wzmacniające A+E, CHI Moringa & Macadamia Oil.

Jak na włosomaniaczkę, może nie jest tego dużo. Aktualnie poszukuję drogeryjnego szamponu do włosów przetłuszczających się i serum, które dobrze dociąża. Jeżeli macie jakieś propozycje, to chętnie ich wysłucham. ;)

Natomiast jeśli chodzi o same włosy, hm.. Byłam u fryzjera dwa dni temu, dokładnie 15 kwietnia. Postanowiłam podciąć konce, ponieważ widzę, że 2-miesięczna przerwa od olejowania dała się we znaki. Włosy straciły bardzo dużo blasku, praktycznie wcale go już nie maja. Bardzo często sie puszą, a dodatkowo - końcówki zaczęły się przerzedzać. U fryzjera poszły 3cm, moje wlosy mają aktualnie 57cm i wygladaja tak:


Na zdjeciu widać, to o czym wspominałam przed chwilą, czyli totalny brak blasku. Końcówki wydają się być przerzedzone, ale jest to efekt spuszenia ich. Normalnie nie moge uwierzyc w to, ze gdy patrze w lustro - dostrzegam prostą linię końcówek, czego baaardzo dawno nie widzialam. Jedyne na co mogłam patrzeć - to postrzępione kosmyki. Dodatkowo. pani fryzjerka powiedziała mi, że włosy mi się sporo zagęściły i najbardziej to czuć tuż przy skórze głowy. Niezmiernie mnie to ucieszyło.

Aktualnie, nie zapeszajac, moge powiedzieć, że jestem zadowolona z moich włosów. Najbliższe miesiace pielęgnacji będą się skupiały na regularnym olejowaniu, aby dawny blask powrócil. ;)

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Timotei, Odżywka Intensywna Odbudowa.

5 komentarzy:
Odżywkę, o której mowa w dzisiejszym poście, kupiłam już jakiś czas temu. Cierpiałam wtedy na brak produktów do pielęgnacji włosów. Skusiłam się właśnie na ten produkt przez widniejące na opakowaniu awokado. Czy był to słuszny wybór? Zapraszam na recenzję. 



Opis producenta:


Skład:


Zapach:

Lekko słodki, przyjemny.

Opakowanie:
Bardzo nie lubię tego typu dozowników. Zawsze muszę otworzyć butelkę przed kąpielą, bo mokrymi dłońmi nie potrafię. Dodatkowo, gdy produkt sie kończy to trzeba stawiać opakowanie do gory nogami.

Cena:

8,49zł/200ml.

Dostępnośc:
Rossmann.

Moja opinia:
Odżywka zapowiadała się dość przyzwoicie. Przyjemny zapach, odpowiednio gęsta konsystencja, w składzie olej, które moje włosy uwielbiają. Jednak pierwszy problem rozpoczął się, gdy chciałam nałożyć odżywkę na włosy. Musiałam użyć naprawdę dużej ilości, żeby czuć, ze coś mam na włosach. Przez co, jak można się domyślić, produkt nie był wydajny. Dodatkowo, mimo dużej ilości, odżywka nie radziła sobie ze splątanymi pasmami. Niestety, aktualnie używam szamponu, ktory dość mocno plącze włosy.. Ta odżywka z takim splątaniem sobie nie radziła. Gdy włosy wyschły, to zawsze po użyciu tego produktu były spuszone i niemiłe w dotyku. Na pewno nie jest to wina oleju awokado, bo moje włosy go uwielbiają, więc jakiś inny składnik spowodował puch. Do wyżej wymienionych wad, dochodzi jeszcze niewygodne opakowanie, o którym też już wcześniej wspomniałam. Dlatego też, moja opinia o tym produkcie jest negatywna. Nie wywołał u mnie żadnych pozytywnych efektów. Cena jest niska, ale równie dobrze, można kupić lepszą odżywkę za taką kwotę. Odżywka nie jest godna uwagi i osobiście jej nie polecam. Aktualnie skusiłam się na inny produkt marki Timotei, mam nadzieję, że wywoła na mnie lepsze wrażenie.