wtorek, 29 grudnia 2015

Włosowe podsumowanie - rok 2015.

16 komentarzy:
Muszę przyznać, że ten wpis jest dla mnie dosyć trudny. Moje włosomaniactwo trwa już 1,5roku. Dla jednych jest to dużo, dla innych mało.. Moim zdaniem po takim czasie powinno być widać efekty. Tym bardziej, że odrzuciłam codziennie prostowanie, często podcinałam końcówki, raz nawet ścięłam 15/20cm włosów, olejowałam, nakładałam maski, odżywki.. I w tym momencie właśnie stawiam sobie pytanie - po co to wszystko robiłam? Ale zacznijmy od początku roku - styczeń.


Zdjęcie robione dokładnie 14 stycznia. Właśnie wtedy ostatni raz sięgnęłam po farbe do włosów, co chyba zresztą widać, kolor do dziś mi się mega podoba. Jak wyglądały wtedy moje włosy? Były długie, mogę rzec nawet, że bardzo długie. Końcówki delikatnie przerzedzone, ale całosć ogólnie prezentowała się dobrze. Moja pielęgnacja polegała wtedy na tym, że olejowanie i nakładanie maski odbywało się raz w tygodniu. Natomiast codziennie - mycie włosów, nakładanie odżywki i serum na końcówki. 

Co wydarzyło się przez ten rok?
* Zapoznałam się z naturalnymi olejami. Dopiero wtedy zobaczyłam jakie olejowanie może dawać efekty.
* Częstsze olejowanie - 2,3,4x w tygodniu. Czasami nawet codziennie.
* Zapoznanie się z naturalnymi, rosyjskimi kosmetykami.
* Ścięcie bardzo dużej ilości włosów, było to około 15/20cm. Myślałam, że gdy tyle zetnę, to koncówki nie będą się tak bardzo przerzedzać,bo zniszczeń będzie mniej.
* Październik/listopad - nadmierne wypadanie włosów, którego nie mogłam zatrzymać.

Byłam dziś u fryzjera podciąć końce i włosy wyglądają tak:


Co mogę powiedzieć, napisać? Efekty chyba widać gołym okiem. Jest gorzej, dużo gorzej. Po pierwsze - włosy dużo krótsze, a jednak nie bardziej zdrowe. Mimo, że dbałam jak najbardziej się dało. Ścięłam bardzo dużą ilość włosów. Przestałam farbować. Olejowałam częściej. Nie stylizowałam ich ani razu. Efekt mnie przeraził. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. Dlaczego mimo dbania, "cackania" się z nimi - jest tylko gorzej. Końcówki się przerzedzają i chyba już zawsze przerzedzać będą. Jedyne co się zmieniło to długość, bo przecież je ścinałam, ale, żeby chociaż troche zdrowsze były.. A w życiu.

Nie wiem czy mam dalej w to brnąć. Nie wiem, czy jest sens. Niby 1,5roku to jest mało, inni czekają dużo więcej aby mieć swoje wymarzone włosy. Jednak tak, jak wspomniałam - efekt JAKIKOLWIEK powinien być zauważalny. U mnie jest zauważalny - ale tylko na minus. Cóż, mam ochotę odpuścić i zacząć prostować. Jak prostowałam, to chociaż się błyszczały i były wygładzone. Podsumowując.. Czy jestem zadowolona z efektów? Zdecydowanie NIE.

środa, 23 grudnia 2015

Ulubieńcy kosmetyczni roku 2015.

12 komentarzy:
Zbliża się koniec roku.. Czy tylko mi on zleciał tak szybko? :) Sylwestra 2014 pamiętam, jakby to było wczoraj.. Dziś nadszedł czas na kosmetyczne podsumowanie 2015 roku. Na wstępie powiem, że niestety, nie zostawiłam sobie wszystkich opakowań po  moich ulubieńcach, więc kilka zdjęć skradnę z neta i podam źródło. :) Dodam też,że podsumowanie włosowe, zdjęcie z początku i końca roku też się pojawi. Jednak, 29 grudnia idę do fryzjera, więc dopiero od tego momentu możecie oczekiwać notki. A teraz już przejdę do sedna dzisiejszego wpisu.



1. Kallos Blueberry.

Ta maska musiała się tu znaleźć i to na pierwszym miejscu! :) Najlepsza maska jaką miałam kiedykolwiek. Zawsze gdy chciałam, żeby moje włosy wyglądały dobrze, używałam właśnie jej. Idealnie dociążała, dodawała blasku, włosy były gładkie, miękkie, zawsze wyglądały świetnie. Nieważne jakiego szamponu, czy odżywki użyłam, nigdy ten produkt mnie nie zawiódł. Litrowe opakowanie starczyło mi na około 8 miesięcy używania, o ile dobrze pamiętam. Jednak muszę dodać, że nie każdy Kallos działa na mnie dobrze. Póki co, najgorzej sprawdziły się Latte i Banana. 
Żródło: allegro.pl

2. L’Oreal, krem Skin Perfection.
Właśnie dotarło do mnie, że w dzisiejszym wpisie będę się cały czas zachwycać :D Krem - cudo. Zawsze miałam problem z suchością twarzy po noszeniu podkładu (i nadal mam, bo zmieniłam krem na inny, niepotrzebnie..). Odkąd używałam tego kremu - nigdy tego problemu nie miałam. Nie dość, że od razu po nałożeniu produktu twarz wygladała na bardziej promienną, to jego działanie, ah. Krem nawilżał, dawał takie uczucie ulgi na buzi. Miał przyjemną konstystencję. Pojemniczek 50ml, starczył mi na 5 mieś używania, a nie żałowałam sobie go. Stosowałam go pod makijaż, szybko się wchłaniał, buzia byla gładsza. Nie wiem jak to określić, ale nie po każdym kremie skóra chwile po nałożeniu wygląda lepiej :D Po tym akurat właśnie tak było! Miałam jeszcze serum z tej serii i mimo, że dużo osób je zachwala - u mnie bez rewelacji. Jednak do kremu wrócę na pewno, uwielbiam go.
Źródło: ofeminin.pl

3. Max Factor, tusz do rzęs 2000 calorie. 
Ja na moje rzęsy nie narzekam. Może nie są jakoś mega długie, ale nie mam z nimi większych problemów. Ten tusz idealnie je podkreślał. Pogrubiał, ale nie dawał efektu "trzech rzęs". Wydłużał i podkręcał, miałam rzęsy prawie aż pod brwi. Nie zgęstniał zbyt szybko, jak niektóre tusze już po miesiącu stosowania. Miał idealnie czarny kolor. Oko było podkreślone, ale nie jakoś bardzo przesadnie. Cena też nie jest wygórowana. Polecam!
Żródło: honeypotcosmetics.com

4. Olejek z drzewa herbacianego.
Gdy zdecydowałam się na zakończenie kuracji dermatologicznej, szukałam produktu, który zajmie się moimi nie-przyjaciółmi. Olejek nakładałam punktowo, lub jak widziałam dużo takich malutkich krostek, dodawałam kilka kropelek do kremu. Bardzo szybko radził sobie z nieprzyjemnymi niespodziankami. Mógł lekko wysuszać, no ale dzięki temu, krostki szybciej znikały. To od tego olejku rozpoczęła się moja przygoda z innymi olejkami eterycznymi. Teraz nie wyobrażam sobie bez nich pielęgnacji mojej buzi. Aktualnie posiadam dwa - lawendowy i jałowcowy, ale po nowym roku szykuje się większe zamówienie olejków. :D

5. Biolaven, żel myjący.
Najdelikatniejszy żel z najlepszym składem, jaki kiedykolwiek miałam. Mycie nim buzi, to sama przyjemność. :) Do tego jeszcze cudowny zapach, który umila tą czynność. Dokładnie mył buzie, doczyszczał z wszelkich zanieczyszczeń, a przy tym nie przesuszał, nie było uczucia ściągnięcia. Był mega delikatny, nigdy nic mnie nie szczypało, nie piekło - nawet w oczy. Starczył mi na jakieś 4/5 miesięcy codziennego mycia. Lekko się pienił, był niezwykle przyjemny. Aż teraz jak o nim myślę, to załuję, że nie mam go przy sobie, bo poleciałabym do łazienki umyć buzię haha :D Polecam!

I tak przedstawia się moja ulubiona piątka. :) Do której na pewno wrócę i sięgnę po te produkty jeszcze nie raz! Zastanawiałam się, czy dodawać tu produkty, które odkryłam pod koniec roku, listopad/grudzień, ale odpuściłam. Jeśli będą się tak dobrze sprawdzać jak do tej pory, to może pojawią się w ulubieńcach 2016, kto wie. :D

Jeżeli pisałyście może o swoich ulubieńcach, zostawcie link do notki w komentarzu, chętnie poczytam. :)

sobota, 19 grudnia 2015

L'biotica, Biovax A+E, serum wzmacniające do włosów.

3 komentarze:
Na produkt, o którym będzie dzisiaj mowa czailam się długi czas. Jednak w mojej aptece cena była mocno wygórowana i chyba wzięli ją z kosmosu. Podczas zakupów na jednej ze stron internetowych zobaczyłam kosmetyk w promocji za niecałe 10zł, od razu wylądował w moim wirtualnym koszyku :) Zapraszam na recenzję serum wzmacniającego Biovax A+E.


Opis producenta:

Skład:

Zapach:
Nie pachnie niczym szczególnym, raczej jest to chemiczny zapach. Mi się średnio podoba. 

Opakowanie:
Smukła, malutka buteleczka z pompką, która ciągle się przewraca :(! Nie umie ustać na miejscu, zawsze gdy na nią zerknę to jest przewrócona. Przez to, przez zrobieniem zdjęć, musiałam czyścić całe opakowanie, bo było całe oblepione w serum.

Cena:
Waha się od 10zł, do aż 25zł (u mnie w aptece).

Dostępność:
Apteki, Drogeria Natura.

Moja opinia:
Po naciśnięciu pompki naszym oczom ukazuje się przezroczysty i dość rzadki olejek. Nie jest on jakiś bardzo tłusty,co mi akurat odpowiada. Ja do pokrycia moich końcówek używam dwóch pompek. Resztkę produktu rozprowadzam po całych włosach. Serum bardzo fajnie mi się sprawdziło! :) Dobrze zabezpiecza końcówki przed zniszczeniami. Zauważyłam, że odkąd go używam, mam mniej "białych kropek" i rozdwojonych koncówek. Serum dociąża włosy, ogarnia je, dyscyplinuje. Czuć, że są bardziej miękkie i gładkie. Nawet delikatnie dodaje im blasku. Mam wrażenie, że włosy wyglądają na zdrowsze. Może to dlatego, że wygładza rozchylone łuski. Produkt nigdy nie spowodował, że włosy były tłuste, czy obciążone, co często zdarzało mi się przy innych tego typu produktach. Łatwiej jest je rozczesać, nie trzeba szarpać końcówek. Zapach raczej nie utrzymuje się na włosach, może jedynie chwilkę po nałożeniu go czuć. Dodatkowo, produkt jest wydajny, biorąc pod uwagę to, że jakąś część mi się wylała i to, że od sierpnia chyba używam go co 2 dzień, na zmianę z innym serum. Tylko jeden zarzut mam - właśnie te niestabilne opakowanie. Nie wiem czy tylko ja tak mam, czy może trafiła mi się jakaś felerna buteleczka. Chcę jeszcze przetestować Jedwab z tej firmy, chociaż słyszałam, że jest słabszy. Jednak ja lubię porównywać produkty i z czystej ciekawości w przyszłości sobie go kupię :D A Serum Biovax A+E, jak najbardziej polecam, mi się super sprawdziło.

środa, 16 grudnia 2015

BeBeauty, Hydrate, nawilżający żel micelarny.

5 komentarzy:
Dziś przychodzę tutaj z recenzją Biedronkowego hitu. Rzadko wracam do produktów, do oczyszczania twarzy, raczej wolę testować nowości. Tym razem bylo inaczej! Ta tutbka znajduje się u mnie po raz drugi i na pewno trafi w moje lapki jeszcze nie raz. :) Mowa tutaj o żelu micelarnym marki BeBeauty.


Opis producenta:

Skład:

Zapach:
Bardzo przyjemny, świeży. Umila mycie buźki. :)

Opakowanie:
Miękka tubka z otworem zamykanym na klips. Jak mam mokre łapki to ciężko mi ją otworzyć, dlatego zawsze otwieram przed zamoczeniem dłoni w wodzie.

Konsystencja:
Gęsty, przezroczysty żel.

Cena:
4,99zl.

Dostępność:
Biedronka.

Moja opinia:
Żelu używam, jako drugi krok przy zmywaniu makijażu, lub rano - do odświeżenia buzi. I w obu opcjach spisuje się świetnie! Nakladam na dlon niewielką ilość produktu, gdzieś 2x tyle, ile na zdjęciu wyżej. Rozmasowuje w dłoniach i nakladam na twarz. Produkt nie pieni się, ale nie przeszkadza mi to. Czuć go pod palcami, więc nie czuje sie,jakby mazialo się jedynie wodą po twarzy. Buzię jak zawsze myję ok. 2 min, niezależenie od tego czy jest to produkt mocno oczyszczający, czy mniej. Po prostu trzeba dać mu zadzialac i pozwolić dokladnie oczyścić twarz. Nie omijam okolic oczu, nic mnie nie szczypie, nie piecze, tak samo jest z jakimiś malymi rankami. Zmycie tego produktu to pryszcz, dwa, trzy ruchy i produktu nie ma. Żel doskonale oczyszcza twarz z makijażu i odświeża! Nie czuć ściągniecia, wysuszenia. Skóra jest oczyszczona, niepodrażniona i gładka. Mam wrażenie, że ją uspokaja i daje odetchnąć po noszeniu makijażu. Dodatkowo, zapach, który przypadl mi do gustu, umila mi użytkowanie. Jakoś tak mnie uspokaja :D Muszę wspomnieć też, że żel nie zawiera w składzie SLS - przez co nie niszczy nam bariery lipidowej. Jest wydajny, starcza na około 2 miesiące codziennego użytkowania. Za taką cenę, tak dobry produkt? Szczerze mówiąc, w życiu bym się nie spodziewała. :) Z racji tego, że lubię testować nowości, na pewno będę kupować inne produkty do oczyszczania, jednak na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę z racji tego, że doskonale zmywa i jest delikatny dla skóry. Jeśli jeszcze nie miałyście tego produktu, biegnijcie do Biedronki, bo warto :)!

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Eveline, korektor 2w1, kryjąco-rozświetlający.

3 komentarze:
Hej, cześć! :)
Ostatnio, gdy pisałam post o moich zakupach, i zobaczylam, że dodaję tam produkt który mam po raz drugi pomyslalam - "skoro drugi raz sięgam po to samo, czas coś o tym napisać" :) Jedyną rzeczą, jaką kupiłam na promocji w Rossmanie, był korektor kryjąco-rozświetlający z Eveline i to właśnie o nim będzie dzisiejszy post. 


Opis producenta:

Opakowanie:
Taka forma opakowania najbardziej mi odpowiada. "Blyszczykowe" z aplikatorem, dzięki któremu nie musimy maziać w produkcie palcami, jak np. w korektorach w słoiczku. Jednak jak widać, wszystko z opakowania się ściera, i gdybym nie pamiętała co to za produkt, nie znalazłabym żadnych informacji.

Konystencja:
Nie jest do końca taka "masełkowata", łatwo rozcierająca się, jakbym chciała. Trzeba chwile go rozpracować, później ładnie wtapia się w skórę.

Cena:
Ok. 10-15zł.

Dostępność:
Drogerie internetowe, większość drogerii stacjonarnych.

Moja opinia:
Moja skóra pod oczami jest dość wymagająca, bardzo łatwo można ją przesuszyć. Oprócz tego - jestem posiadaczką niemałych cieni. Gdy używam korektorow mocno kryjących, nie wygląda to dobrze. Skóra się przesusza, wygląda na starą, zmęczoną. Dlatego poszukiwałam produktu, który coś tam zakryje, ale jednak nie obciąży tych okolic. I znalazłam! Korektor z Eveline sprawdza mi się bardzo dobrze. Używam go tylko i wyłącznie pod oczy. Chwilę trzeba go rozpracować, żeby ładnie się wtopił w skórę. Krycie mogę określić jako średnie. Nie jest wszystko idealnie przykryte, jednak widać sporą różnicę gdy nałożę korektor, a gdy tego nie zrobię. Kolor  też nie jest najgorszy, powiedziałabym, że jest w neutralnych tonach. Mógłby być bardziej żółty, ale nie narzekam, bo miałam kilka korektorów, które były całkowicie różowe.. Trzeba pamiętać o tym, by po aplikacji korektora, przypudrować go - bo inaczej zacznie zbierać się w zmarszczkach. Produkt trzyma mi się na twarzy ładne kilka godzin. Nie ciastkuje się, nie zbiera i przede wszystkim - nie przesusza mojej skóry pod oczami! :) Dodatkowo - jest to korektor nie tylko kryjący, ale tez rozświetlający. Dlatego nie nakładam go centralnie pod oczy, ale też sporo niżej, robię "trójkąt". Od razu spojrzenie wydaje się bardzie pobudzone, cienie nie rzucają się w oczy. Za taką cenę? Jestem mile zaskoczona. Póki co - jest to mój ulubiony korektor pod oczy i nie mam zamiaru tego zmieniać.  Jednak muszę zaznaczyć - jeśli ktoś szuka produktu, który wszystko zakryje,może nie być do konca zadowolony. Ja wolę, nie mieć wszystkiego przykrytego i nie przemęczać skóry ciężkimi korektorami.