środa, 28 października 2015

Revlon, Podkład Nearly Naked.

7 komentarzy:
Ciągle poszukuję podkładu, ktory nie będzie ciężki, nie będzie wysuszał, będzie coś tam krył, a jednocześnie - będzie miał żółty odcień. Strasznie ciężko jest mi znaleźć produkt, który będzie dopasowany kolorem do mnie. Czy powyższe wymagania spełnił podkład Revlon Nearly Naked w odcieniu 130 Shell? Zapraszam do czytania. :)


Opis producenta (www.douglas.pl):
Podkład ma krycie lekkie do średniego, z możliwością budowania go przez kolejne warstwy. Pięknie stapia się z cerą dając bardzo naturalne wykończenie - niczym druga skóra. Rekomendowany dla osób z cerą suchą, normalną lub mieszaną. Zalety: - idealnie stapia się ze skórą i dopasowuje do kolorytu cery, - kryje niedoskonałości, - wyrównuje koloryt, - nie powoduje błyszczenia, - delikatnie (bezdrobinkowo) rozświetla dodając skórze wewnętrznego blasku, - nie robi plam ani efektu maski, daje efekt drugiej skóry, - chroni skórę wysoki filtrem SPF 20.

Opakowanie:
Szklana buteleczka, która niestety nie posiada pompki. Jest to bardzo upierdliwe, bo przez tak wielki otwór zawsze wylewam zbyt dużą ilość produktu.

Konsystencja:
Płynna, ale nie bardzo rzadka, czy lejąca się.


Cena:
Stacjonarnie ok. 50zł, jednak w sklepach internetowych można znaleźć go sporo taniej.

Dostępność:
Drogerie stacjonarne i internetowe.

Moja opinia:
Ja mam skórę mieszaną, ktora w strefie T się przetłuszcza, a na policzkach widnieją suche skórki. Podkład zawsze nakładalam na jakąś bazę, obojętnie czy był to sam krem, czy krem i typowa baza pod makijaż, zawsze coś musiało być. Pierwsze co mi się nie spodobało - to kolor. Niestety nie jest on odpowiedni dla mojej cery, jest zbyt mało żółty, przez co, niestety odcina się. Gdy nakładałam ten produkt to na początku był taki jakby lekki i nawilżający,jednak po chwili stawał się tępy i jakby lekko zastygał. Bardzo mi się to nie podoba, bo przez to podkreśla suche skórki. Jeśli chodzi o krycie, jest ono bardzo słabe. Nie jest w stanie przykryć przebarwień, ani niedoskonałości. Nawet przy 2 warstwach krycie jest nadal słabe. Nie jest to także produkt trwały, bo po 5h już prawie nie ma produktu na mojej przetłuszczającej się strefie T. Po tym czasie są też jeszcze bardziej uwidocznione i podkreślone suche skórki, mam wrażenie, że podkład przesusza moje suche miejsca. Plusem w tym produkcie jest jedynie to, że nie powodował wyprysków. Jeśli używam tego podkładu, to dodaje do niego odrobinę kremu CC, przez co produkt robi się mniej wysuszający i przyjemniejszy w nakładaniu. Długo zabierałam się do tego kupna tego produktu, jednak nie przypadł mi do gustu, i na pewno do niego nie wrócę. Nie wiem komu mogę go polecić, bo przy suchej skórze podkreśli suche skórki, skóra z niedoskonałościami też nie będzie zadowolona, bo nic nie będzie przykryte. Może jedynie cery normalne, które nie mają problemów z cerą, mogą pokusić się na ten produkt. Moim zdaniem jednak, nie jest wart swojej ceny, ja się z nim tylko męczę. 

środa, 21 października 2015

Radical med, Szampon przeciw wypadaniu włosów, z biokomplekstem kotwiczącym włosy Pro-Hair Booster 4H.

8 komentarzy:
Od jakiegoś czasu zmagam się z wypadaniem włosów. Nie jest to nic fajnego, ani przyjemnego, dlatego poszukuję produktow, które pomogą mi to zahamować. Ponad miesiąc temu kupiłam szampon Radical Med przeciw wypadaniu włosow. Miałam go już kiedyś i bylam z niego zadowolona, czy tym razem też sie sprawdził?


Opis producenta:

Skład:

Opakowanie:
Bardzo przypadło mi do gustu! Takie trochę nietypowe, etykieta taka "poważna". Do tego dozownik, dzięki któremu możemy nabrać szamponu tyle, ile tylko chcemy.

Zapach:
Taki troche ziołowo-apteczny? 

Konsystencja:
Dość gęsta, jednak przezroczysta, więc szampon nie powinien obciążać włosow.

Cena:
Ja zapłaciłam 13,50zł, więc myślę, że do 15zł można ten produkt kupić.

Dostępność:
Szampon dostepny tylko w aptekach.

Moja opinia:
Zacznę od tego, że tak jak pisałam wyżej, mialam ten produkt już wcześniej, jakoś rok temu. Posiadałam wtedy wersję mini, jedynie 50ml. Nie miałam też jakiegoś problemu z wypadaniem, jednak produkt ograniczył to wtedy do jeszcze większego minimum. Dlatego też, gdy szłam miesiąc temu po szampon miałam kilka typow. Jednak wiedziałam, że jeśli ten produkt bedzie dostępny, to wlaśnie go kupię, i tak też zrobiłam. Szampon ma w składzie SLES, jednak mi to nie przeszkadza. Nie znalazłam jeszcze żadnego lagodnego środka do włosów, który potrafiłby je domyć. Piszę o tym, bo wiem, że niektore osoby zdyskwalifikują go już pod tym względem. Konsystencja całkiem przyjemna, łatwo dozowałam szampon na rękę, masowałam chwilę w dłoniach i zaczynałam myć włosy. Robiłam wszystko tak, jak producent zaleca, czyli trzymałam produkt chwilę na włosach, po czym spłukiwalam. Nie wiem co w tym szamponie jest nie tak, ale oleju to on mi ani razu nie domył. Gdzie ostatni raz nie domyłam oleju.. Ponad rok temu? Tyle razy olejowałam włosy, że wiem, jak myć,żeby domyć, także coś z tym szamponem musi być nie tak. Nie każdy olejuje włosy, więc nie musi być to minusem, bo normalnie włosy myl dobrze. Jednak.. Jak działał pod względem wypadania? Powiem jedno - nie działał. I teraz są 2 opcje.. Albo zmienili coś w składzie tego produktu i przestał działać pod względem wypadania, albo ja mam naprawdę poważny problem, gdzie kosmetyki nie dadzą sobie rady. Tak, czy siak, produkt pod tym względem kompletnie się nie sprawdzil. Szczerze mówiąc, trochę się zawiodłam, bo wiedziałam, że kiedys coś tam zrobił z moimi włosami, więc myślałam, że i teraz mi pomoże. No niestety. Produkt jest dosć wydajny, bo ponad miesiąc tylko jego używałam do mycia włosów i mam niewielkie zużycie, może 1/10 całej buteleczki. Jeśli ktoś oczekuje od szamponu tylko tego, że będzie mył.. To może się na ten produkt skusić,chociaż nie wiem czy warto. Ja do niego na pewno już nie wrocę i szczerze mówiąc, nie wiem czy będę dalej myła nim włosy. Może znajdę mu jakieś inne zastosowanie, albo komuś oddam. :)

poniedziałek, 19 października 2015

Nieświadomość - błędy, w pielęgnacji twarzy.

4 komentarze:
Cześć, witam ponownie na moim blogu! :)

Okropna dziś pogoda za oknem.. Pada deszcz od samego rana, jest ciemno, szaro i ponuro. Dlatego też, robienie zdjęć na bloga nie wchodzi w grę :(. A, że dzisiaj mam chwilkę czasu, by w końcu cos tu nabazgrać, będzie notka bez zdjęć, takie troche moje wygadanie się na pewien temat, po prostu, taka luźna notka, ot co. :) Jeśli więc jesteś osobą, którą czytanie długich wpisów nudzi, niestety nie znajdziesz dzisiaj nic dla siebie.

Chciałabym dzisiaj porozmawiać o pielęgnacji mojej trądzikowej twarzy, która niestety.. Hm, była bardzo nieodpowiednia, przez co teraz, moja cera wygląda, jak wygląda. Byłam po prostu młoda i nieświadoma tego co robię. Nawiążę też, do moich początkow z makijażem, bo to ma trochę z sobą wspólnego. Jeśli chcecie przeczytać trochę moich wypocin, to zapraszam do czytania. :)

Zacznę może od tego, że trądzik mi towarzyszy jakoś od 10 roku życia. Już w podstawówce borykałam się z wypryskami, więc praktycznie nie wiem, jak to jest mieć piękną i gładką cerę. Pamiętam też, że od razu gdy zaczęło się coś dziać, mama chodziła ze mną do dermatologa, trwało to jakiś czas, pół roku, może dłużej, jednak nie pomagało mi to w najmniejszym stopniu, więc mama uznała, że nie będzie męczyć młodej buzi jakimiś ciężkimi maściami. A trądzik dalej się rozwijał.. 

Gdy nadszedł okres gimnazjum, co prawda, za dużo z tego nie pamiętam, ale widzę po zdjęciach, ze trądzik wtedy miał najgorszy okres. Wiedziałam, że chodziłam do dermatologa kiedyś, ale nic to nie dało, więc muszę sobie z tym żyć. Nie zwracałam jeszcze wtedy zbytnio uwagi na to jak wyglądam, jak wygląda moja twarz, chyba byłam jeszcze dzieckiem. 

Zaczął się czas liceum... No i tu zaczyna się dopiero historia. Zaczęły się myśli "jak ja pokażę się z taką twarzą w nowej szkole?" Takim oto sposobem kilka dni przed rozpoczęciem liceum kupiłam sobie pierwszy podkład. Na tą chwilę nie wiem, czy odcień był dobrze dobrany, pewnie nie, ale nie o to w tym chodzi. Zaczęłam się malować - podkład i tusz. Był to jakiś tani podklad, więc rewelacji w kryciu nie było. Jednak, podkład to podkład, makijaż zaczęlam, a gdzie pielęgnacja? Tutaj zaczynają się jeszcze większe schody.. Bo oprocz tego, że nie bylo pielęgnacji, nie bylo też odpowiedniego demakijażu. Teraz, jak o tym myślę, to aż ciarki mnie przechodzą, że mając 16 lat, tak katowalam swoją cerę.. 

2 liceum to czas, gdzie doszedł eyeliner i to dopiero wtedy kupiłam swój pierwszy produkt do demakijażu.. Pamiętam, że było to jakieś mleczko, ktore swoją drogą, okropnie piekło mnie w oczy. Nawet nie pomyślałam,że może być coś nie tak z tym produktem. Kupiłam nawet chyba go 3x pod rząd, bo uważałam, że dobrze zmywa makijaż. No cóż. Powiedzmy, że demakijaż chociaż był, no ale nadal.. 2 lata malowania się bez żadnej pielęgnacji..? Eh.

Kolejny etap to.. Koniec 2 klasy/ początek 3ciej. To wtedy zdecydowalam się pójść znow do dermatologa. Jaka bylam szcześliwa, jak po 2 miesiącach kuracji, było widać różnicę. Każdy zaczął chwalić moją cerę. Dopiero wtedy coś mi zaczęło świtać, że jednak pielęgnacja mogę coś zdziałać. Jednak.. Stosowałam tylko maście/żele od dermatologa. Zero nawilżenia,rozumiecie to? Non stop wysuszanie skóry.. Jednak dopiero, gdy po pół roku, moja skóra z hardkorowo tłustej, zaczynała stawac się sucha,wtedy pomyślałam o nawilżeniu.

A raczej "nawilżeniu", bo oczywiście kupiłam produkt niby nawilżający, który zawierał parafinę. I nie dość, że nie nawilżałam swojej buzi, to jeszcze ją dodatkowo zapychałam. No cudownie, idealnie. Jednak no, wszystko to wynikalo po prostu z niewiedzy, nie wiedziałam, że makijaż niszczy cere, że nawilżenie jest obowiązkowe, że nie można twarzy tylko wysuszać, że jakiś kosmetyk może mi zaszkodzić.. 

Zaczęłam zaglębiać się nie tylko w tematyke włosową, ale i w pielęgnację twarzy. Oczywiście, odstawiłam krem z parafiną i kupiłam jakiś inny krem nawilżający. Zaczęłam obserwować swoją skórę, zaczęłam sluchać tego co do mnie mówi, co jej pasuje i co nie. I wszystko byłoby dobrze.. Gdyby nie to, że pani dermatolog przepisała mi kolejną maść i powiedziała, że to już ostatnia jaką może mi przepisać, nie ma więcej rad na moją cerę i jeśli nie zdecyduje się na tabletki antykoncepcyjne, by brać Izotretynoinę, to ona nic już nie poradzi. Takim oto sposobem, zrezygnowalam z dermatologa, nie będę zdecyduję się na taką silną kurację nigdy. Po za tym - nie będę brać tabletek antykoncepcyjnych w innym celu, niż w tym,do którego są stworzone.

Dopiero całkiem niedawno.. Zorientowałam się,jak bardzo moja skóra jest zniszczona. Tak, zniszczona. Mówię to, mając dopiero 19 lat, ale jednak. To, jak traktowałam swoją skorę, nie sprzyjało jej ani trochę. Śmialo mogę powiedziec,że mam skórę nie jak 19latka, a jak 25latka. Jak widzę dziewczynę na yt, która ma 30 lat i ma mniej zniszczoną cerę, to mam ochotę cofnąć czas. Niestety, nic już poradzić nie moge, mogę tylko dbać. I mimo, że mam 19 lat zaczynam myśleć o kremach przeciwzmarszczkowych, szczególnie pod oczy.. Jednak boję się, że może to pogorszyć moją cerę, że znowu zrobię coś z niewiedzy i znowu za jakiś czas będą tego negatywne efekty. Ale co mogę zrobić, jeśli mam zmarszczki? Stosować zwykłe lekkie kremy? Przecież widzę, że to nie pomaga. Pielęgnacja twarzy jest niesamowicie ciężką sprawą, a trądzikowa.. To już całkiem. 

Taka moja mała historia i może trochę przestroga dla Was, żeby bardziej sluchać tego,co mowi Wasza cera. Zdaję sobie sprawę z tego, że być może tą notką jestem skazana na hejt, bo przecież "każdy wie, że demakijaż jest najważniejszy". Ja tego nie wiedziałam, nikt mi tego nie powiedział, jeszcze wtedy nie czytałam blogow kosmetycznych, więc stalo się, jak się stało.

Jeśli macie dla mnie jakieś rady, chetnie posłucham. :) Tymczasem konczę wpis i życze Wam miłego dnia :)
*dodalam pierwsze duże literki, żeby może wszystko sie aż tak nie zlewało :)

czwartek, 8 października 2015

Pharma Tech, aromaterapia, naturalny olejek lawendowy.

11 komentarzy:
Ostatnio coraz bardziej zaczęłam się wkręcać w temat olejków. Mam ochotę kupować ich więcej i więcej, i sprawdzać, który jest najlepszy i jak działa. Pierwszy wybór padł na olejek drzewa herbacianego, o którym był już wpis. Natomiast kolejnym olejkiem był lawendowy, o którym dzisiaj napiszę troszkę więcej :D Zapraszam do czytania!


Opis producenta:

Opakowanie:
Po raz kolejny ciemna, malutka, urocza buteleczka z wygodnym aplikatorem :D

Zapach:
Jak pierwszy raz poznałam ten zapach, to pomyślałam se.. Jak ja będę tego używać? Ale z czasem się przyzwyczaiłam i teraz uwielbiam zapach lawendy! 

Konsystencja:
Dość wodnista konsystencja, olejek nie jest jakoś mocno tłusty.

Dostępność:
Raczej każda apteka.

Cena:
7zł/10ml.

Moja opinia:
Jest to jeden z dwóch olejków, który można stosować solo na skórę. Jednak ja go tak nie stosowałam. Zawsze dodawałam olejek (2-3krople) do jakiejś bazy, czy to olej, krem, żel, zależy na co miałam ochotę i w takiej postaci nakładałam na buzię. Jednak nie stosowałam olejku codziennie, bo bałam się, że skóra przyzwyczai się tak, jak do olejku herbacianego. Lawendowego używałam średnio co 3 dni. Jakie efekty zauważyłam? Pierwsze co, to.. Wygładzenie! Nigdy żaden produkt tak dobrze nie wygładzał mi buzi, byłam zszokowana. Buzia jest bardzo miła w dotyku, taka miękka. Olejek delikatnie łagodzi stany zapalne. Ma działanie antybakteryjne, więc nadaje się do cer trądzikowych. Bardzo mi się spodobało w nim to, że ani trochę nie przesusza mojej skóry. Gdybym tylko mogła, używałabym go codziennie, bo uwielbiam jego działanie :D Oprócz tego, gdy jeszcze było cieplej, to odstraszałam tym olejkiem komary. Skrapiałam nim pościel wieczorami i nie bałam się, że rano obudzę się z wielkim ugryzieniem na ręce czy nodze :D A dodatkowo.. Olejek lawendowy ułatwia zasypianie! Odkąd zaczęłam nim odstraszać komary, to tylko położyłam się do łóżka i od razu odlatywałam. Także polecam przetestować osobom, które mają problem z bezsennością. Bardzo wielofunkcyjny i tani olejek, wart przetestowania. :)

niedziela, 4 października 2015

Aktualizacja włosów, wrzesień 2015.

14 komentarzy:
Hej, hej! 
Przychodzę z lekko opóżnioną aktualizacją włosową września :) Tak w ramach kilku słów wyjaśnienia - będzie mnie teraz mniej, ale to nie znaczy, że się calkiem odcinam :) Po prostu w maju 2016 czeka mnie matura, którą będę pisać po raz drugi. Jak ludzie pytają "co teraz robisz?" a ja odpowiadam "uczę się do matury" to mnie krytykują, bo przecież tak naprawdę nie robie nic. Nawet nie wiedzą w jak ogromnym błędzie są :) Odkąd doszły do mnie repetytoria siedzę od rana do wieczora w książkach. Tyle, co teraz, nie uczyłam się nawet gdy chodziłam do szkoły. Niestety, mam spore zaleglości i muszę je nadrobić. Staram się dać z siebie wszystko, żeby w czerwcu odbierając świadectwo maturalne zobaczyć efekty. :) To tak słowem wstępu i wyjaśnienia, dlaczego może mnie być mniej. Teraz przechodzimy już do aktualizacji!

Notowalam podczas każdego mycia włosów, czego używałam. Jednak nie wiem, czy jest sens wklejania tu tego tak, jak ostatnio? Myślę, że takie ogólniki, ktore napiszę za chwilę powinny wystarczyć.

A więc jak dbałam o włosy we wrześniu?
Myłam włosy co 2 dni,co dało 16 myć w jednym miesiącu. Naolejowałam włosy 6x, maskę nałożylm 4x, odżywka i serum na końcowki co mycie. Skończylam Joannę Rzepę i przerzucilam się na wodę brzozową. 2x zapomniałam o wcierce, a tak to używałam jej codziennie. Oprócz tego, od połowy września piję skrzypokrzywę, bo włosy lecą mi jak szalone. 


Tak wyglądają moje włosy teraz. Czy jestem zadowolona? Szczerze mowiąc, jestem. Może nie są mega piękne, lśniące, gładkie i nie widać po nich, żeby miały się dobrze, ale! Biorąc pod uwagę to, że naprawdę obecnie masa włosów mi wypada (tylko kilka dni było lepiej), to nie widać po nich jakiegoś większego przerzedzenia. Końcówki też tworzą jedną całość, nie są pokruszone. Trochę balam się robić zdjęcie, bałam się, że zobaczę 3 włosy na krzyz, ale jednak jest okej :D Troche przeszkadza mi już mój naturalny odrost, koleżanka dziś stwierdziła, że jestem ruda.. Ale nie chcę włosow już farbować, uparłam się, że wracam do naturalnego i teraz powolutku będę do tego dązyć. Mam nadzieję, że w październiku znajdę więcej czasu na olejowanie :D